Przypuszczam, że każdemu z nas – uczestników konferencji rozwojowych, przynajmniej raz ktoś zadał proste i logiczne pytanie “No ale po co Ci to? Po co Ci te wyjazdy, zamieszanie, dodatkowe wydatki?”
Zanim udzielę odpowiedzi – w imieniu swoim i towarzyszy na ścieżce samopoznania i rozwoju oraz tych, którzy mają wątpliwości czy wyjeżdżać na konferencje Toastmasters / czy w ogóle zaangażować się w klub – powiem Wam, że to jest kwestia postrzegania życia innymi kategoriami.
Rozwój, uczestnictwo i celebracja.
Takimi kategoriami, które pozwalają nam się spełniać, cieszyć, być razem i odkrywać to, co dotychczas było poza naszym zasięgiem.
Każdy z nas chciałby celebrować życie, mieć czas dla siebie, poznawać ludzi, którzy zmieniają w naszym życiu coś na lepsze. Każdy z nas chciałby mieć swój moment na scenie, zostać wysłuchanym, przekazać coś dla siebie ważnego – co mogło by poruszyć i przekonać innych do zastanowienia czy zmiany złych przyzwyczajeń.
Wyjazdy Toastmasterskie dają nam takie możliwości.
W ostatni weekend klub Silesia Toastmasters miał przyjemność uczestniczyć w zjeździe klubu w Szczyrku, świętując urodziny klubu Toastmasters Na Szczycie – klubu z Bielska Białej.
Każdy kwadrans z tego wyjazdu był cenny.
Jako, że mam tendencje do całkowitego pochłaniania się w tym, czego doświadczam, przedstawię Wam tę relację właśnie w takiej formie ważnych kwadransów.
Z racji tego, że kilka warsztatów i prelekcji toczyło się jednocześnie, nie mogłam być na wszystkich.
Wybierałam je pod kątem własnych zainteresowań rozwojowych.
Ale zacznijmy od początku.
Dziennik zachwytów nad treścią i przekazem.
Piątek, 17.55.
Jestem w drodze. Krętej i zachwycającej. Pośród gór i powoli zapalanych latarni ulicznych. Przez uchylone okno wpada zapach budzącej się wiosny. Z radia słychać “Take the weather with you.” Crowded House. No tak. Tę piosenkę można rozumieć różnie, ale jeśli zabierze się ze sobą pogodę ducha, wszędzie będzie pięknie.
Piątek, 18.15.
Ufff. Zdążyłyśmy. Stawiam walizkę w kącie pokoju i otwieram balkon w pokoju hotelowym. Na przeciwko mnie – potężna góra, nad nią różowy zmierzch. Szybko sięgam po agendę – plan konferencji.
Pierwszy występ prelegenta jest o 18.15! – Rzucam.
Biegnę. Prelegenta kojarzę po nazwisku, ale i tak najważniejsza jest energia, którą wnosi na salę. Kamil Lizurej – bo o nim mowa, w swojej krótkiej prezentacji mówi o ogniu. Pada pytanie, jedno pytanie, które zapamiętuję najmocniej – “Co gasi Twój ogień?” Cokolwiek by to nie było, czuję, że takie wystąpienia znów go rozpalają. Zwracają moją uwagę na moje priorytety, życiowe namiętności i emocje, które chcę czuć na co dzień, a które tak pięknie wzbogacają kształt codzienności.
W naszych codziennych konwersacjach trudno o tak dobitne i fundamentalne pytania. Te metafory przywracają nas do naszych “porządków”, kierują uwagę na to, co rzeczywiście możemy zrobić z tym, co mamy i tam, gdzie jesteśmy.
Sobota, 11.30.
Ilona Piwowarczyk prezentuje swój warsztat o zapożyczeniach.
Ta wyjątkowo elokwentna pasjonatka gramatyki wnosi do naszej rozwojowej społeczności poprawność i klasę w wysławianiu się.
Po wyjściu z warsztatu wiem, jak podnieść jakość swoich wypowiedzi publicznych.
Sobota, 12.55.
Konkurs mów.
Jedne rozśmieszają, inne zwracają uwagę na tematy odważne.
Rozalia Wiśniowska wychodzi na scenę i zaczyna mówić o drobnych gestach, bycia eko, które wzmacniają naszą świadomość, wrażliwość i czucie się jako część większej całości. Wyrazista, bezkompromisowa mowa, której nie sposób zapomnieć. Pytania, z którymi wracasz do domu i dwa razy się zastanowisz zanim zrobisz coś “z marszu”, coś co jednak ma znaczenie. Np. położysz sobie plasterki prosciutto na tosty.
Wyjazdy Toastmasterów dają wspaniałą okazję do tego, by skierować uwagę większej grupy ludzi na tematy ważne, a niewygodne.
Niedziela, 12.00.
Na scenie Michał Chodorek ze swoim warsztatem o planowaniu celów.
Pomyślelibyście – banał, przecież to takie oklepane i jasne.
Niezupełnie. Dla jednych – zupełnie nowy system organizacji swojego czasu i marzeń, dla drugich – przypominajka, okazja by odpowiedzieć sobie na pytanie ‘Jak tam mierzalność moich osobistych celów?’
I nagle pada pytanie “Czy podczas planowania Twojego celu zmieniły się okoliczności?”
To pytanie sprawiło, że zaczęłam patrzeć na swoje cele również w kategorii otoczenia i warunków, nie tylko wewnętrznych motywacji.
Niedziela, trochę później.
Na scenie Ksenia Alpern. Mówi o trzech poziomach świadomości. Zwraca uwagę na to, co w wystąpieniach najistotniejsze – prawda, przekaz, autentyczność mówcy.
To, bardzo emocjonalnie i innowacyjne w swojej tematyce przemówienie było dowodem na to, że na scenie jest miejsce na tematy dla nas nowe, otwierające i ukazujące inną perspektywę patrzenia na życie.
W podsumowaniu jej mowy pada stwierdzenie ‘Toastmaster jest od doświadczania.” Zaczerpuję.
O to dokładnie chodzi – o doświadczanie.
To istota całej sprawy, całego zamieszania, całej przyjemności.
Gdzież indziej miałabym poznać tyle perspektyw, spojrzeń, efektownie wyrażonych przemyśleń?
Na co dzień żyjemy szybko. Zarabiamy, nadrabiamy, nadążamy i częściej się tłumaczymy zamiast dziękować. A na takim wyjeździe Toastmasterskim jesteśmy zaopiekowani, zrelaksowani, zainspirowani. Nie trzeba się śpieszyć. Nie trzeba się zrywać.
Będąc wśród ludzi, którzy robią ze swoim życiem to, co można zrobić najlepszego – tworzą je i rozwijają je świadomie, możemy złapać się na tym, że nasze życie wygląda dokładnie tak, jak sobie tego życzymy albo że jesteśmy na najlepszej ścieżce do tego. Jest czas na zabawę, pogłębianie relacji, inspirowanie innych.
Na koniec – wręczanie nagród i podziękowań.
Toastmasters to świetna okazja, by sprawdzić się także na polu organizacyjnym i popracować nad swoimi kompetencjami liderskimi w praktyce.
Cóż mogę powiedzieć więcej? Zostaję z pięknymi widokami w pamięci i poruszeniem w sobie. Dziękuję i do zobaczenia następnym razem.
Justyna Poluta